Smutna piosenka o niczym


Poezja PANY! / sobota, 14 listopada, 2020

Niewątpliwie ten wpis, dla mnie wiąże się z pewnego rodzaju emocjonalnym ekshibicjonizmem. Między wierszami. Krótki, ale do końca nie wiem, czy jestem na to gotowa. Bo chociaż w zamiarach prosty, ot kilka patriotycznych myśli, to jednak w głębi duszy kołysze się z nutką nostalgii i zadumy. Wcale nie zasypia.

Bo wpis chociaż prosty, to w dzisiejszym świecie nie wiesz, czy nie sprawi Ci zawodu. Bo, co jeśli przyznasz, że Twoja ojczyzna – Twoją na zawsze już będzie. I, że wcale nie chcesz, by to kiedykolwiek zmieniać się musiało. Chciałabym tylko być Polką, w swoim własnym kraju. A i tego nie mogę obiecać.

Jesienią budzą się we mnie pokłady refleksji i tęsknoty za nieznanym, więc rozpamiętuję wydarzenia, które choć ważne, w moim życiu nie wydarzyły się nigdy. A przecież bardzo dotyczą mojego życia. Jestem historią, z którą zmierzyli się moi przodkowie. Jestem spełnionym marzeniem tych, którzy walczyli o wolność. Spełnionym, chociaż takim, którego nie dane im było poznać. I mogę tylko oddać hołd poległym w walce. Dziękować. Mogę tylko i aż sprawić, że historia się nie powtórzy – ani w moim życiu, ani w życiu moich dzieci.

Czasem myślę, że te emocje są we mnie od zawsze. Tylko moja niespokojna dusza nie pozwala im przejąć kontroli. Nie dając im czasu na dojście do głosu. Bo gdzieś zawsze musi iść, czegoś próbować, krzyczeć, doświadczać. Być w ciągłej gotowości. Czekając trochę nie wiadomo na co. Próbując dosięgnąć niemożliwości.

Jesienią w zaciszu domu dochodzą jednak do głosu emocje i rozterki. Suflerzy z nich raczej żadni. Tak tylko z upodobaniem jątrzą rany na sercu. A kiedy próbuję upić łyk malinowej herbaty nagle listopad wypada mi z rąk. I nie wiem już w jakiej rzeczywistości jestem. To trwa dłuższą chwilę. Nie będę jej brać na poważnie.

Znów myślę o czerwonych makach. O sytym, rodzinnym obiedzie. O moim mężu, dzieciach, rodzicach, dziadku. Wszystkich poetach, pieśniarzach, obawach. I chcę bardzo, i nie bardzo mogę. Bo przecież widzę, że „dobrze” już nie ma. I nie wiem tylko, czy dokądś to prowadzi. I nie wiem jak ufać. Nie jestem ślepa.

Dużo tu pomieszania z poplątaniem. Ilość myśli przecinających synapsy pod naciskiem emocji kurczą się. Zdają się krzyczeć: to było o niczym! I takie to było w istocie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *