One little word. Słowo na świat


Sfera życia / czwartek, 6 grudnia, 2018

W moim życiu słowa mają ogromne znaczenie. Złamać dane słowo – z premedytacją – jest czynem niewybaczalnym. Albo przynajmniej takim, za który trzeba solidnie zadośćuczynić bliźniemu. O tym, że słowo ma moc, nie trzeba nikogo informować tudzież przekonywać. Jeśli jeszcze przypomnieć, że język (w znaczeniu zbioru słów) posiada performatywną funkcję, to już kompletnie zmienia się postać rzeczy – jedno słowo (lub ich zlepek) zmienia zastaną rzeczywistość.

W moim osobistym życiu pojawiło się kilka słów, które z roku na rok nabierały nowego znaczenia a co za tym idzie nadawały życiu rozpędu. Pierwsze stwierdzenie MY – po magicznej formule Biorę sobie Ciebie za żonę/męża. I od tych pamiętnych słów – co wieczór – inaczej rozkłada się… odpowiedzialność. I tylko czasem nie wiadomo, czy sformułowanie, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci jest obietnicą szczęścia czy wyrazem zwykłej złośliwości. Bo w obliczu takiej przysięgi to już nic nie zrobisz. Ciągniesz to do końca. Myślę, że mój małżonek po tych wspólnych, opasłych trzech latach wyzbył się złudzenia, że chodzi o jego szczęście.

Performens o nazwie MAMA

Najwięcej zmian wprowadziło słowo MAMA. Myślę, że kilka kobiet podzieli moje zdanie. Przyjmujesz to słowo – jako dar losu – chociaż nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, jak wpływa to na jestestwo. Twoje oraz tej istoty. Te dwie sylaby odmieniają rzeczywistość w realny – namacalny wręcz sposób. Wprowadzają chaos i endorfiny, nieprzespane noce oraz codzienną radość – zwłaszcza, gdy uda się ten dzień przetrwać. Zmienia się patrzenie na pewne sprawy, kształtują się priorytety i niestety następuje weryfikacja niektórych znajomości. Ten rodzaj performensu z powodzeniem uprawiam od dwóch lat.

Gdy usłyszysz pierwszy raz świadomie wypowiedziane MAMO to buzuje w Tobie szczęście. Ale za tym kryje się coś więcej. Przychodzi również takie poczucie, że odtąd jesteś na cenzurowanym non stop. Wszak dziatwa patrzeć na ręce będzie. Bardziej niż za Twoim słowem pójdzie za przykładem. Odtąd nie rzucasz już słów na wiatr. Paradoksalnie do dziatwy słowa docierają najmniej. Albo dużo wolniej. Zwykle z opóźnieniem około dwudziestu lat. Wiem po sobie.

One little word

A co jeśli powiem, że możesz usiąść, zastanowić się i poszukać słowa, które będzie towarzyszyć Ci przez cały rok?Wskazywać drogę. Naprowadzać na tory, które z jakiegoś powodu są dla Ciebie ważne. Słowo, które będzie przypominać o sprawach zwykle gubionych między przystankami, w tramwaju? Jeden wyraz, to chyba nie tak dużo? I tutaj można się zdziwić. Słowo pociąga za sobą wiele konkretnych działań. Chodzi o jedno małe słowo, ale takie respektowane codziennie – wpływa na rzeczywistość. Kropla draży skałę – to co dopiero może zrobić słowo.

Inicjatywa nie jest oczywiście moim autorskim pomysłem. O One Little Word przeczytałam u Kasi z Worqshop. Kasia nie jest zwykłą kobietą. Jest inspiracją. Wiem (i widzę), że nie tylko dla mnie. Za to – chociaż pewnie nie dowie się o tym przy najbliższej okazji – cenię ją najbardziej. Widziałam, że na to little szaleństwo pozwoliła sobie również Alina z Design your life. Dobrze wiedzieć, że jest więcej inspirujących osób. Taka wirtualna piątka z dziewczynami.

Może Ty też spróbujesz? Ja dopiero zaczynam. Nie będę ukrywać – nie od razu przekonałam się do tej idei. Potem pomyślałam, że w zasadzie nic mi to nie odbiera – a jeśli poważnie podejść do tematu, to można sporo ugrać dla siebie. Następny rok będzie taki, jakim Ty go uczynisz. Najlepszego nie zaplanujesz, ale trzeba obrać kurs. Warto zacząć od małych rzeczy. Od małych słów.

Na początku było słowo

Siadam i w zasadzie długo się nie zastanawiam. Wypisuję sobie to słowo na kartce. Długo jeszcze myślę nad tym, czy na pewno o to mi chodzi. Tak, o to! Rok 2019 to RÓWNOWAGA. To z pewnością będzie wiązało się z odpuszczaniem pewnych spraw. Bardzo dobrze. Dzięki temu podreperuję komfort psychiczny. Nie mylić z psychicznym zdrowiem, bo tutaj propozycji brak.

Nie obiecuję sobie codziennej medytacji, ale pewnie wprowadzę więcej spokoju i rozwoju duchowego. Moja dusza się tym karmi. Tak już mam. I czuję jak mi źle, gdy nie dostarczam jej tego enzymu. Wszystko po to, żebym lepiej mogła strawić trudności tego świata. Na pewno będzie to rok, w którym więcej miejsca znajdę też dla prawdziwej poezji. Również dla tej, którą staram uprawiać się ja. Czyli nijakiej.

Wiadomo – czegoś pojawi się więcej, czegoś mniej. Z pewnością mniej pojawi się zadań zawodowych – szczególnie nieprzynoszących nowych doświadczeń, rozwoju i adekwatnych pinionżków (nie chodzi mi o materializm, chociaż…). Wszystko z korzyścią, mam nadzieję, dla rodziny, którą stworzyliśmy z mężem. I obiecuję, że na maile w stylu – Ty to zrobisz lepiej  (czyt. nie mam czasu; nie chce mi się) – nie będę nawet reagować.

O efektach pogadać możemy za rok. Wierzę, że to pozwoli mi poznać siebie i moje potrzeby – własne Ja. Wchodzisz w to?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *