List na Święta. Do moich dzieci


Sfera życia / czwartek, 24 grudnia, 2020

Drogi Czytający!

Dzisiaj list do moich dzieci. Być może do każdego, kto się takim dzieckiem czuje. Na podsumowanie roku. Tylko uprzedzam, że klimat jest może mało świąteczny. Trochę zebrało mnie na wspomnienia. A te wspomnienia bardzo pozwalają mi docenić to, co mam. Takie to życie przewrotne, że trzeba samemu łapać dobre momenty.

Drogie Dzieci!

Wszystko, co robię w tym roku, robię dla Was jeszcze bardziej. I przeżywam mocniej, niż kiedykolwiek. Może dlatego dzisiaj tak rozmazuje mi się ekran? Nie do końca bez powodu. Kilka razy wychodzę ukradkiem, żeby przetrzeć oczy. I nie chodzi o żaden przedświąteczny wyścig. Że muszę i chcę być lepsza od kogoś. Ja po prostu chce BYĆ – tutaj. Z Wami w komplecie.

Czuję wdzięczność. Dziękuję, że DZISIAJ jesteśmy razem. Tu. Podkreślam DZISIAJ, bo wiem, że to może się zmienić w każdej chwili – chociaż takiego scenariusza nie zakładam.

Nawet kiedy się złościcie, rozrzucacie zabawki po całym domu to wiem, że to dobry znak! Jeszcze nie znak (s)pokoju, ale już znak miłości. Tej miłości, która może realizować się przez bliskość. Bo jesteśmy dziś obok siebie.
I ja też przepraszam, że w wielkich nerwach zdarzyło się, że uniosłam głos.

Drogi B.

Rok temu, dzień przed Wigilią, mama spakowała brata i siebie. Byłam bardzo zdenerwowana. I po prostu wyszłam tłumacząc, że muszę. Ile mogłeś z tego rozumieć – mając niespełna 3 latka. Cieszyłeś się, kiedy opowiadałam Ci, że brat zanim trafił do szpitala, jechał karetką na sygnale. Najpierw jedną, potem drugą. Pytałeś dlaczego „Masiu” nic do Ciebie nie mówi. Ja tłumaczyłam Ci, że śpi. Ale tak naprawdę myślę, że nie miał wtedy siły, żeby z nami rozmawiać. Walczył.

Rok temu w Wigilię patrzyliśmy w to samo niebo. Mam nadzieję, że Ty zobaczyłeś pierwszą gwiazdę. Chciałam Ci przekazać odrobinę świątecznej magii. Starałam się uśmiechać i szukać plusów sytuacji. Tłumaczyłam, że tak się po prostu zdarza. Że jeszcze będziemy razem świętować. I, że teraz młodszy braciszek potrzebuje mnie tutaj, że muszę z nim zostać. Brunuś! Jedliście wtedy z tatą barszcz i rybę – dostałam Twoje zdjęcie. Patrzyłam na nie bardzo długo i wyobrażałam sobie, że razem z Maksem siedzimy obok. Ja czuwałam przy żółtym łóżeczku. Odgrzewałam pierogi w szpitalnej kuchni. Mogłam wyjść tylko wtedy, gdy Twój braciszek spał. Cieszę się, że mogliśmy wtedy chociaż do siebie zadzwonić. Dzisiaj ogromnie się cieszę, że pomagasz mi w przygotowaniach! Naprawdę, ten rok pokazał jak mądrym i dojrzałym dzieckiem jesteś. Ale także, jak bardzo pomysłowym.

Drogi M.

To miały być Twoje pierwsze Święta w domu. Pierwsze Święta Bożego Narodzenia. W ubiegłym roku choinkę zobaczyłeś tylko w przelocie. Ubierałeś ją z nami dzień wcześniej, ale moje matczyne serce wiedziało, że już czas. Intuicja podpowiadała, że w tym roku nie będzie to wyglądało tak jak sobie wyobrażałam. Twoje pierwsze Święta. Wielkanoc też spędziłeś przecież w szpitalu. Rok temu nie byłeś nawet w stanie popatrzeć w górę, by wypatrywać pierwszej gwiazdki. Miałeś taki niespokojny oddech. Na głowie kręciły się Twoje pierwsze loki, a wokół rączki okręcała się kroplówka.

Zamiast świątecznego stroju – dresy, zamiast nowych zabawek pod choinką – szpitalne łóżeczko. Zamiast wypatrywania kolędników – widok na szpitalny parking. Zamiast radości z narodzin dzieciątka – wielki smutek i modlitwy, żebyś z tego wyszedł. Zamiast śpiewania kolęd – tłumaczenia starszemu bratu, że musimy tutaj jeszcze zostać. I, że nie wiem ile będzie to trwało. Zamiast łamania się opłatkiem – łamiący się głos.

Cieszę się, że przez to wszystko, co przeszedłeś nie straciłeś radości życia. I jeszcze się nią z nami dzielisz, mały cwaniaku.

Drodzy synowie!

Wiem, że nie ochronię Was przed wszystkimi zagrożeniami. Zresztą tak byłoby najłatwiej. Najłatwiej dla mnie. Zamiast tego, mogę Was nauczyć tego jak sobie z tymi zagrożeniami radzić. Jak być wrażliwym na piękno tego świata i na drugiego człowieka, ale też uczyć stawiania granic. Żebyście mogli zatroszczyć się o siebie. Żebyście umieli powiedzieć nie, gdy czujecie, że to dla Was za dużo.

Kocham Was!
Mama

Posłowie

W tym roku to naprawdę specyficzny czas. Wrzucam na luz. Będę chłonąć ten czas w nadziei, że jeszcze będzie pięknie. Nie wkurwi mnie żaden mąż, nawet mój. Będę oazą spokoju. Jeśli sernik będzie się rozjeżdżał, to po prostu zjem rozjechany sernik i będę się z tego śmiać. Dzieciom ulepię takie pierogi, które lubią. W tym roku odpuszczę im te z kapustą.

I już chuj z tym śniegiem. Jak napada to i tak komuś będzie nie na rękę. Ja chcę zdrowia dla siebie i moich bliskich. Więcej wzajemnego zrozumienia. Żadna decyzja nie jest łatwa. Czasy są, co tu dużo mówić, wymagające.

Nie wiem tylko, czego się życzy w takich czasach. W naszych czasach. Z pewnością nie będzie tak jak w poprzednich latach. Może po prostu przekażmy sobie znak pokoju. Dość już chyba było niepokoju w tym roku. Może dzięki temu uwierzymy w Boże Narodzenie. W to, że narodził się człowiek. i życzę tego, byśmy my narodzili się dla siebie jako ludzie.

Ale jest jeszcze coś. Pomimo tej radości, którą daje nadzieja – jest trochę smutku. Wiem, że wielu z Was będzie spoglądać na puste krzesło. Krzesło, które jeszcze rok temu było przecież zajęte. Myślę o Was. Myślę też o tych, którzy święta spędzą w szpitalu. I być może nie tylko święta. To nie powinno tak wyglądać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *