Słowa, których zabrakło


Poezja PANY! / niedziela, 6 grudnia, 2020

Powoli można już chyba robić podsumowanie tego roku. Chociaż oglądając się za siebie robię to z niekłamanym drżeniem rąk. Bo jak opisać ten rok z perspektywy świata i wielu własnych doświadczeń? Nie można zapomnieć, że był naznaczony strachem, paraliżem, niepewnością, ale i radością drobnych sytuacji.

To były miesiące pełne zwrotów akcji, nieporozumień, podziałów i szukania ukojenia. W takim razie umówmy się, że to podsumowanie dotyczyć będzie roku poetyckiego i respektowania, bądź nie – postulatu i prośby: Zakaz rzucania p(o)etów na trawnik!

Elementy rzeczywistości

W moim skromnym życiu znaczyć to będzie ni mniej, ni więcej – zamknięcie pewnego rozdziału. Takiego, w którym bohater sam jeszcze nie wie, czy zechce iść dalej. Bo trochę mu tutaj dobrze, bo trochę się zasiedział w wygodnym fotelu. A trochę nie ma celu tej ścieżki. Po prostu idzie. Przygląda się i obserwuje. A między wierszami pokazuje dzieciom jak ten otaczający świat można rozumieć. Zaznaczając, że to co widzi on, jest tylko jedną z opcji.

Ogrom spotkań, uścisków, dedykacji i przekazywania sobie nawzajem dobrej energii. Tak chcę to wszystko zapamiętać. Bardzo kameralnie. Nie oznacza to jednak, że zawsze tak było. Niemniej przykre sprawy rozliczam w swojej niepamięci. Wykreślam ze swojej historii słowa, o których nie można mówić, że jakkolwiek były wspierające. Cóż… Mam świadomość, że krytyka też wnosi dużo do życia. Ale zazwyczaj przed krytyką idzie jeszcze intencja. A tę łatwo można odczytać. Szczególnie jeśli piszą ją wybitni autorzy zbioru opowiadań pt.: Nie potrafisz tego zrobić. I ja przepraszam jeśli uraziłam tym sprzeciwem. Ale nic we mnie nie ma z bohaterów wspomnianej księgi. Wiele razy powtarzałam – zrobię to i tym razem. Jeśli, ktoś ma umiejętności miękkie. Musi mieć też twardą dupę. Na wszelki wypadek. Możecie zapisać, nie dziękujcie.

Pewnych słów zabrakło. W naszym życiu, w naszych relacjach. W naszych sercach i moim umyśle. Dzisiaj na blogu publikuję fragment z mojej książki. Dla tych, którzy jeszcze tam nie dotarli. Dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć, że coś takiego było. Słowa wstępu z tomiku, który ukazał się w ubiegłym roku. W ostatni jego dzień. Wyszedł spod mojego pióra i przyjacielskich serc wielu ludzi. Tych, którzy służyli realną pomocą wspierając projekt na portalu Polak Potrafi oraz tych, którzy rzucali pod nogi wiele ciepłych epitetów. Z nich mogłam zbudować wiarę we własne możliwości.

Słowa wstępu

Piszę o życiu, relacjach, polityce i przywarach. Niniejszy tomik to wybuchowa mieszanka tego, co w świecie obserwuję. Odrobina uszczypliwości, arogancji i dobrego humoru – ot, fraszki polecają się do głębszych refleksji! Ponadto unikam racjonalnych wyjaśnień. Jestem w takim momencie życia, że trochę się zastanawiam – zacząć pisać autobiografię, czy raczej testament.

A zatem. Na początku była matka i ojciec. Długo, długo nic, a potem ostatni miesiąc roku. Pada śnieg. Nikt nie pamięta, że to była prawdziwa zamieć. Ona została w moim sercu na zawsze. Pizga złem. W 11. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego pojawiam się ja. Bardzo mało nam mówią o tym w szkole. Zupełnie jak o mnie. Przypadek? Nie sądzę. Gdyby grudzień 92. roku mógł powiedzieć jedno słowo, byłoby to słowo p r z e p r a s z am.

 Zanim nauczono mnie pisać, nie zabroniono mi myśleć i głośno te myśli wypowiadać. Rodzice żałują tego do dziś. Wręcz dziwnie ucieszyli się z obwieszczenia, że zmieniam nazwisko. Nauki ironii pobierałam od otaczającego mnie świata. Prowadząc normalne, przykładne życie komentowałam tę rzeczywistość. Nikt nie słuchał. Podobnie jak dziś. Dlatego zapełniałam kolejne zeszyty swoją myślą. Lotną i ostrą jak mi się wtedy wydawało. Na szczęście historia wymyśliła, żeby te zeszyty pogubić. A ja jej posłuchałam. Najczęściej wypowiadana maksyma życiowa to: O d j u t r a .

Przedszkole, podstawówka i studia. Jestem oazą spokoju. Potem wychodzę za mąż. Małżeństwo. Po pierwszym roku jestem pewna, że mało mnie w życiu zaskoczy. Chyba dlatego rodzę sobie jeszcze dwóch synów. To już walka o przetrwanie.

W mojej młodości brakło wielkich historii, sławnych anegdot i dokonań. Ale, czy wiek dojrzały musi młodości w czymś ustępować? Już mniej niż kiedyś zależy mi na takcie. Podobno panie przed 30-tką już tak mają. W wielkim skrócie – tak żyję do dnia dzisiejszego.

Na poważnie, pisać zaczęłam wcale nie tak dawno – dekadę temu. Ku rozpaczy moich nieprzyjaciół i wrogów kontynuuję. Mam świadomość, że moi czytelnicy dzielą się na dwie grupy. Na tych, którzy cenią moją twórczość i na tych, którzy się z nią zapoznali. Dla wszystkich podziękowania. Pewnie „widzimy się” ostatni raz. Dziękuję też wszystkim, którzy we mnie wierzyli, dobrze radzili, pomogli. Było Was tak niewielu.

Wreszcie dziękuję mojej mamie, za wspólne spacery. Najbardziej jednak za to, że podczas owych spacerów nie zepchnęła wózka z górki. Mniemam, że miała wiele okazji i jeszcze więcej powodów, by to zrobić.

A jednak jestem.

Epilog

Jeśli ktoś miałby życzenie to po internecie fruwają jeszcze te zbiory fraszek w sztukach kilku. Chciałoby się powiedzieć Białe Kruki. Ale uczciwiej będzie się przyznać, że to po prostu najprawdziwsze szpaki codzienności.
S’il vous plaît Zakaz rzucania p(o)etów na trawnik.

Dla przypomnienia. Od niedawna, na blogu jest taka zakładka: PODCAST. Tam można posłuchać trochę więcej o tomiku. Zapraszam.

Jeśli tekst Ci się spodobał i chcesz, by inni też mogli go przeczytać – PODAJ DALEJ.

Fot. Aleksandra Fortuna – Nieć

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *