Weź to sposobem: (Nie)miodowy Miesiąc Macierzyński


parenting / wtorek, 19 marca, 2019

Jak przetrwać i nie zwariować?

#instamateczki zdaję sobie sprawę, że pierwszy miesiąc z dzieckiem jest okrutny. Urodziłam w styczniu. Mrozy były dość duże – dlatego zalecono nam siedzieć w domu. Dopiero po około trzech tygodniach zaczęliśmy werandować. Dopiero werandować! Dla mnie to była istna masakra. Zamknięta w czterech ścianach. Niby mąż był obok – ale żył jakby w innym świecie. Najbardziej zazdrościłam mu tego, że nic go nie boli i, że nie musi karmić. Przez kilka pierwszych dni najprostsze czynności były dla mnie najbardziej problematyczne. Wiadomo, musiałam dojść do siebie.

Do dziś nie zapomnę, jak nie mogłam spać w nocy, bo wydawało mi się, że w domu jest przeciąg. Ciągle jest za chłodno. Termometr pokazywał momentami 25 stopni – wiedziałam, że to dużo za dużo – ale mi ciągle było zimno. Nawet pod kołdrą. Po kilka dniach tułaczki okazało się, że organizm był osłabiony i miałam po prostu niższą temperaturę. Utrułam tym życie mężowi (zresztą nie ostatni raz), który bardzo chciał, ale nijak nie mógł mnie zrozumieć. Dzisiaj się z tego śmiejemy. Pierwsza noc, pierwsze kąpanie, odwiedziny położnej, niezapowiedziane wizyty rodziny… Wspomnień z jednego miesiąca jest co najmniej tysiąc.

W kalejdoskopie uczuć

Nie wiem czy mogę mówić, że mam doświadczenie. Ot, wykarmiłam, wiem jak wycierać gluty i rozumiem jego język. Minęły dwa lata, a u nas w domu wszystko zacznie się na nowo. Ile matek tyle teorii na temat zajmowania się dzieckiem. A w teorii wszystko przychodzi łatwo. W teorii. Bo potem przychodzi normalny dzień. Mąż wychodzi do pracy, Ciebie boli więcej niż wszystko a noworodek wciąż się czegoś domaga. Chciałabyś mu pomóc – już nie wiesz jak. Popłakujesz z bezsilności i przychodzą takie myśli, że to się nigdy nie skończy.

Jest jednak ktoś, kto pomoże Ci to przetrwać. Ty sama. Twoja siła. Być może nie zdajesz sobie sprawy, że gdzieś tam w Tobie drzemie. Najchętniej sama udałabyś się na drzemkę.

Nie biczuj się za negatywne uczucia. Odczuwaj je i przeżywaj. Sama będziesz wiedziała, kiedy jest ich za dużo i sobie nie radzisz. Czasem wystarczy rozmowa z kimś bliskim – raczej z kobietą. Ale czasem trzeba udać się do specjalisty. Dziecko rzeczywiście wyczuwa Twoje emocje. Im bardziej jesteś zdenerwowana i sfrustrowana – tym bardziej nie wychodzi Ci macierzyństwo. Początki zawsze bywają trudne. A po początkach przychodzą inne trudności. Ale przychodzi też radość. Taka, która w pewnym sensie ogłupia – i zmienia Twój świat – tym razem na lepsze.  

Tęczowe rzygi

Ja też pamiętam to jako walkę ze sobą. Dla odwiedzających widzialna stawałam się tylko wtedy, gdy maluch zapłakał. Wszyscy wiedzieli co mu jest. Na pewno jest głodny. Nieważne, że jadł 20 minut temu. A we mnie wzbijał się taki delikatny płacz i zawód: a ja? To jest taka walka, której nie sposób zahamować. Ona się po prostu dzieje. Ty też znalazłaś się w nowej sytuacji. Od teraz każdy dzień będzie przynosił nowe sytuacje. Z jednej strony chcesz dla dziecka jak najlepiej, ale z drugiej czujesz się odrzucona. Taka blada. Dzisiaj nie mówię już o tym ze smutkiem. Już przez to przeszłam, wiem jak to wygląda. Wiem, że sobie poradzę.    

Siedzisz taka niewidzialna. Czasem to może być nawet na rękę. Wszystko fajnie. Potem wszyscy wychodzą. Zostajesz Ty, mały człowiek i cisza. Musicie radzić sobie sami i radzicie sobie! To przychodzi naturalnie! Zobaczysz. Ale warto, żebyś tak do końca nie zapomniała o sobie. Fajnie zrobić też coś dla siebie. Najlepsza opcją dla mnie okazał się wtedy spacer. Jeszcze nigdy tak radośnie nie popierdalałam między blokami. Wyjście i rozmowa z ludźmi – nawet krótkie – wypowiedziane z uśmiechem dzień dobry – było jak prawdziwe katharsis. Jak to przeżyjesz, to wiesz, że już mało rzeczy jest w stanie Cię zniszczyć!

Zdjęcie: Izabela Pluskwa


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *